Wynurzenia intymne mające przynieść ukojenie. Oparte na faktach.
*
Znam Cię od dawna. Mam
Twoje zdjęcia w albumie rodzinnym, w kartonie na nieułożone zdjęcia –
przewijasz się w nich zdecydowanie za często.
Pamiętam, jak razem uczyliśmy się jeździć na rowerze, po
zwykłej, nieutwardzonej drodze. Wyścigi z jednego końca na drugi i kto pierwszy
dotrze do mety. Wszystkie obtarcia kolan, łokci, zdarte noski… Pamiętam zabawę
w błocie po letnich upałach, chodzenie po kałużach – moje trochę nieśmiałe,
lekko wystraszone, Twoje – zdecydowane i szalone, tak różne od moich. Odbicia
słońca w kałużach i kręgi na nich, kiedy siedzieliśmy nad jej brzegami. Pamiętam
jazdę na lodzie stworzonym z tych wielkich kałuż, leżenia na nim, póki nie
zrobiło się ciemno, zupełnie zapominając o upominaniach matek, lękających się o
nasze zdrowie. Dotyk Twoich dłoni przy zabawach, kiedy nie znaczył nic prócz
tego, czym był. Pamiętam zabawy w basenie, kiedy w największy skwar
przychodziło ukojenie. Do dziś wdzięcznie uśmiechasz się do mojego taty, który
robił nam zdjęcia. Pamiętam Twój radosny głos, pośród wszystkich dzieci. Zapach
ziemi i powietrza po burzy.
Pamiętam huśtawkę na Twoim podwórku, kiedy razem z siostrą
pokazywaliście mi wspaniałe sztuczki na niej, a ja siedziałam na trawie jak
urzeczona. Pamiętam słońce prześwitujące przez gałęzie drzew, tańczące na
naszych twarzach. Przyjemny zapach skoszonej trawy, towarzyszący przechadzką po
Twoim wielkim ogrodzie i zapach wody z oczka wodnego, jej szum w fontannie.
Pamiętam zabawy w piaskownicy – budowanie zamków,
przystrajanie ich i smutek, kiedy coś je zniszczyło. Dziwne budowle z błota na
chodniku, labirynty, drogi dla Twoich samochodów. Drażniący nos zapach mokrego
piasku.
Do dzisiaj mam kartkę i misia, którego podarowałeś mi na Walentynki
jedenaście lat temu i ciągle widzę Twoją zawstydzoną twarz, kiedy odkryłam, że
to Ty. Pamiętam, jak chciałeś, żebym była Twoją dziewczyną, prosząc przy tym o
dyskrecję i „bolesne zerwanie”, kiedy pochwaliłam się Twojej siostrze. Zapach
ciastek w szkole i gorącej kawy zbożowej z mlekiem.
Przedszkole, szkoła podstawowa i gimnazjum… tyle wspólnych
lat, żyjąc obok siebie i wspólnie się bawiąc. Szkoła średnia i małe załamanie
znajomości, choć wciąż wspólne spotkania.
Pamiętam, jak chciałam byś był z moją przyjaciółką i
pamiętam swój płacz, kiedy mój „mężczyzna”, nie potrafił objąć mnie w ten
sposób, jaki Ty obejmowałeś ją. Chciałam Wam pomóc, ale Ty nie widziałeś tego
związku. Słabe są kobiety, kiedy mężczyzna na nie działa. Zapach wódki i
papierosów.
Dziwne rzeczy dzieją się z człowiekiem, kiedy zdaje się
gubić w swoim życiu. Kiedy zaczyna rozumieć, że coś w czym trwał od kilku lat,
czemu oddał najlepsze lata, jest zwykłym błędem.
Jeszcze dziwniejsze rzeczy dzieją się z nim, kiedy dociera
do człowieka myśl, że przyjaciel z dzieciństwa jest dorosłym mężczyzną, który
nie chce, nie może, nie potrafi zwrócić na ciebie uwagi. Kiedy widzisz, że
błądzi, że zatraca się w miłości w dziewczynie, która nie potrafi tego oddać.
Straszne rzeczy dzieją się z kobietą, kiedy dociera do niej,
że ten mężczyzna ma podobne ruchy,
gesty i zachowania jak jej ojciec. Straszne rzeczy działy się ze mną, kiedy
uświadomiono mi, że kobiety instynktownie szukają mężczyzn, którzy są podobni
do ich ojców.
Potworne rzeczy dzieją się z człowiekiem, kiedy boli cię
serce, bo wiesz, że nigdy nie będzie Twój, nigdy Cię nie zauważy. Drżą Ci ręce,
język się plącze, a łzy cisną się do oczy, kiedy widzisz jak cierpi, po jej
stracie. Starasz się nie myśleć o tym, odganiasz od siebie te myśli, aż w końcu
piszesz, wylewasz słowo jedno za drugim, by znaleźć ukojenie, by oczyścić umysł.
Chcąc uleczyć umysł i duszę, uwolnić się spod Twojego uroku,
spod Twojej klątwy, piszę to i wiem, że nigdy tego nie przeczytasz.
Wdech.
Zapach tataraku zroszonego deszczem przypomina mi, że żyjemy na prawdę.
Wydech.
Wdech.
Gwiazdy nade mną świadczą o tym, że wszystko to już było.
Wydech.
Wdech.
Szelest liści sprawia, że czuję się głupio, szukając Cię.
Wydech.
Wdech.
Światła samochodów mówią mi, że Cię tutaj nie znajdę. Nie znajdę Cię już nigdzie.
Wydech.
Wdech. Wydech.
Rześki wieczór zastaje mnie obdartą z uczuć innych, niż smutek i ból.
Chcę się z Ciebie wyleczyć...
To naprawdę piękny tekst. Smutny, ale piękny.
OdpowiedzUsuńTylko tyle jestem w stanie powiedzieć.
Mad.
Dziękuję. To i tak dla mnie wiele znaczy. ;)
UsuńCzy to jest oparte na prawdziwych zdarzeniach?
OdpowiedzUsuń