„Nigdzie nie
znajdziesz takiego pięknego, zdolnego jak ja…”
Draco
Malfoy zawsze był tym chłopakiem, który wiódł prym w hogwarckim rankingu
przystojniaków. Nikt nie mógł temu zaprzeczyć, bo jego blond włosy,
srebrno-szare oczy, nonszalancja w każdym ruchu, a przy tym wrodzona elokwencja
i dobry styl bycia, mówiły same za siebie.
Razem z Potterem, którego szczerze nienawidził, mógł walczyć
o tytuł szkolnego mistera czarodziejów. On jedyny mógł konkurować z nim o ilość
uwiedzionych dziewczyn. Bo która nie chciałaby mieć choćby tajemnego romansu z
Draco Malfoyem?
Właśnie, żadna!
„Ci piękni chłopcy,
wszyscy na luzie, bohaterowie z Twoich snów…”
A jednak! Była jedna taka, która zdzierała
sen z powiek wielkiego arystokraty.
Niewysoka, niezbyt ładna, wyszczekana i, o zgrozo!,
Gryfonka. Krótkie włosy, które co pewien czas zmieniały swoje ubarwienie,
przepływały mu przez myśli, delikatnie muskając jego nos i uwodząc zapachem.
Ona jedna była na tyle bezczelna, by opierać się jego
wrodzonemu urokowi. Nie działały na nią powłóczyste spojrzenia, ironiczne
uśmieszki czy nawet wymiana sugestii. Każda inna sikałaby już na sam jego
widok, jednak ona jedynie prychała głośno i wymijała go, odbierając mu punkty
za złe odzywanie się do prefekta.
„Jak dinozaury
wymarły, jedyny egzemplarz to ja…”
Draco, typowy Ślizgon, idealny arystokrata, został wychowany
na łowcę, więc nie zamierzał się poddawać.
Sophie Springsteen była jak wymarzone trofeum, które miało
zawisnąć na ścianie na honorowym miejscu. Miało ozdabiać jeden z tych
zielonych, ślizgońskich pokoi, jako zwierzyna wyczekiwana i taka, po której
wszystko miało się skończyć. Draco Malfoy obiecał sobie, że będzie ona jego
ostatnią zdobyczą i choćby miał zedrzeć sobie na niej pazury i stępić zęby,
będzie ją miał. Wypieczoną, surową, jakąkolwiek! Na litość Merlina! Musiał ją
mieć!
Oczywiście, jak każdy wytrawny w fachu łowca, nie mógł
odmówić sobie innych smakołyków, które same podawały się na tacy. Były one
jednak wyjątkowo jałowe, bez żadnego smaku, co doprowadzało młodego czarodzieja
do furii!
„Tych, co spotykasz na
swojej drodze, to nie ta sama talia kart…”
- Złaź mi z
drogi, Malfoy! – warknęła Gryfonka, zakładając ręce na biodra. Obrzuciła go
zdegustowanym wzrokiem, po czym zaczęła niebezpiecznie fukać.
- Maleńka, nie
denerwuj się! Złość piękności szkodzi, a taka piękna buźka…
- Zamknij się –
powiedziała oschle, zbliżając się do niego. – Powiem to raz, więc słuchaj mnie
uważnie! Nie interesują mnie małe, obślizgłe gady. Nie gustuję po prostu w
takich stworach, więc schowaj swojego do klatki. Oczywiście, o ile go
znajdziesz – prychnęła, uśmiechając się zjadliwie.
- Wiesz, że
prędzej czy później, będziesz moja? – mruknął, kiedy ona się oddalała.
- 10 punktów od
Slytherinu, panie Malfoy! Za nieodpowiednie dobieranie słów w obecności
prefekta!
„Nigdzie nie
znajdziesz, bo takich już nie ma…”
Malfoy stał oparty o ścianę i przyglądał się, kąpiącej się w
jego wannie dziewczynie.
- Mówiłem ci, że
będziesz moja? – sarknął, zakładając ręce na piersi.
Dziewczyna zaśmiała się perliście, kładąc zgrabną nogę na
wannie. Piana skapywała z jej stopy, a jemu ślina z brody.
- A może to ty
jesteś moim trofeum? – mruknęła, przeciągając ręką po łydce i uśmiechając się
zmysłowo. – Nie przyszło ci na myśl, że może ja zastawiłam na ciebie pułapkę,
żeby pokazać ci, że jestem dla ciebie tą odpowiednią?
Pierwszy raz w życiu Draco nie mógł wypowiedzieć słowa.
Gryfonka po raz kolejny się zaśmiała, po czym wstała i
wyszła z wanny. Zbliżyła się do niego, ocierając się o niego ciałem.
- Wpadłeś w moje
sidła, Draco, a ja nie mam zamiaru cię z nich wypuszczać…
„Widzisz, kochanie. I
znów miałam rację. Mówiłam Ci, że jestem najbardziej odpowiednią kobietą na
świecie.”
inspiracja: A2 - Takich już nie ma